Wybory: Obyś żył w ciekawych czasach

Dariusz Marciniak, [email protected]

Samodzielne podejmowanie decyzji, swobodne wybory, to coś, o czym marzymy będąc dziećmi. Jesteśmy ciekawi świata, ciekawi innych ludzi i generalnie lubimy, gdy jest ciekawie. Jednak czy życzenie, którym obdarowywali się starożytni Chińczycy, to na pewno błogosławieństwo?

Jak się okazuje starożytne chińskie błogosławieństwo Obyś żył w ciekawych czasach nie jest ani starożytne, ani chińskie. Nie jest nawet błogosławieństwem tylko… przekleństwem. Żyjemy może niekoniecznie w ciekawych, ale dość nietypowych czasach. Ciągle musimy wybierać… Niby to normalne, bo człowiek nieustannie podejmuje decyzje, ale nie o to mi chodzi. Musimy wybierać nie dlatego, że taka jest nasza natura. Musimy, bo w ten czy inny sposób jesteśmy do podejmowania decyzji przymuszani. Ciągle ktoś do czegoś nas przekonuje i czegoś od nas oczekuje. A takie wybory, zwłaszcza gdy nie sposób przed nimi uciec, niestety nie są ani łatwe, ani przyjemne. Za chwilę staniemy przed jednym z nich, tym razem będą to wybory polityczne. Możemy wprawdzie je zlekceważyć, ale po co? Ich rezultaty w dużej mierze zdecydują, czy nasz region i ważna dla Lubelszczyzny branża budowlana będą miały szansę na rozwój. Warto zatem wybrać takie osoby i kierunki polityczne, które to umożliwią.

Kto to ma być, jaki kierunek ma reprezentować, każdy musi zdecydować sam. Jedyne, co możemy zrobić, to przybliżyć wam poglądy kandydatów na posłów na temat kondycji branży budowlanej i ich pomysłów na jej poprawę. Oczywiście nie mogliśmy pytać wszystkich kandydujących – ich liczba jest zbyt imponująca, aby to było możliwe. Musieliśmy więc mocno ograniczyć swój wybór, ale też i nie wszyscy, do których zwróciliśmy się ze swoimi pytaniami, znaleźli czas, aby wyjaśnić przedsiębiorcom, czego mogą się po nich spodziewać, gdy zasiądą w ławach Sejmu.

Nasza publikacja nie jest wskazaniem konkretnych wyborów – kandydata czy partii. Jak mówi przysłowie: Ilu Polaków, tyle zdań, i może dobrze. Skupiliśmy się na głównych nurtach politycznych i tych osobach, które znalazły czas i zechciały zaprezentować swoje poglądy na temat branży budowlanej, jej problemów i przyszłości. Daliśmy tym samym kandydatom możliwość przedstawienia swojej wizji tego, co chcą zrobić i oficjalnej być może linii programowej. Czy to pomoże wam w wyborach? Może i nie, ale zawsze warto dążyć do celu. Warto pytać i szukać odpowiedzi. Czy one Was satysfakcjonują, musicie sami zdecydować i sami wybrać.

Musicie, ale… nie dajcie się zwariować. Sobie też tego życzę.

Darek Marciniak


Jan Łopata  Poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, członek Prezydium Klubu Parlamentarnego Polskiego Stronnictwa Ludowego, członek Komisji Finansów Publicznych.


Dariusz Marciniak: Panie Pośle, jakie według Pana problemy nękają branżę budowlaną w naszym regionie?

Jan Łopata: Dziękuję za to pytanie. Ono jest bardzo istotne, bo dotyczy branży, która tak na dobrą sprawę w dużej mierze jest uzależniona od decyzji politycznych. Informacje na temat jej problemów mam bezpośrednio od osób prowadzących biznes w budownictwie. Mam nawet sąsiada, który jest budowlańcem i pozwalam sobie wieczorami, jak wraca umęczony z budowy, zamienić z nim kilka zdań. Dzięki temu wiem, że dzisiaj na czoło wybija się kwestia fachowców. I to dobre słowo – fachowców, czyli ludzi, którzy mają wykształcenie, ale przede wszystkim jakiś dar Boży  – w ręku, w umyśle, w wizji, w wyobraźni. TO jest bardzo istotne.

 DM: Brak fachowców wiąże Pan z polityką? Dlaczego?

JŁ: Dlaczego? Za mojej świadomości –że tak powiem – politycznej przeżyliśmy w Polsce wiele zakrętów w zakresie edukacji, a tej branżowej czy zawodowej w szczególności. Sam przeszedłem drogę od zasadniczej szkoły zawodowej, przez technikum, po studia. Maturę zrobiłem wprawdzie dopiero po sześciu latach (trzy lata „zawodówki” i trzy technikum) i na studiach byłem o dwa lata starszy od kolegów po liceum. Gdy jednak obserwowałem ich percepcję, możliwości i wiedzę, nie żałowałem tych dwóch dodatkowych lat w szkole.

 DM: Jak to się ma do fachowości?

JŁ: Kończyłem technikum zawodowe na Długosza w Lublinie, które naukę zawodu realizowało na zasadzie 3 + 3 (wtedy soboty były pracujące), czyli trzy dni nauki i trzy dni warsztatów. Warsztaty były zaraz po sąsiedzku, bardzo dobrze wyposażone w maszyny. Przede wszystkim jednak uczestniczyliśmy w procesie produkcyjnym. I to nie tak, że grupa praktykantów gdzieś tam sobie siedziała i przyglądała się pracownikom. My też pracowaliśmy na obrabiarkach i maszynach w ówczesnych znanych lubelskich firmach. Pracowaliśmy na przykład w Fabryce Wag, Lubelskiej Fabryce Maszyn Rolniczych czy Fabryce Samochodów Ciężarowych. Korzyść była obopólna. Firmy zyskiwały efekty naszej pracy, a my wiedzę praktyczną i obycie z maszynami. Ja nawet dziś, mimo że nie wykorzystuję umiejętności zdobytych w szkole w pracy zawodowej, nie mam problemu ze swobodnym posługiwaniem się narzędziem w zakresie, w którym się kształciłem.

DM: No tak, ale takich firm w tej chwili nie ma. Tamte były jednak państwowe…

JŁ: …i nie ma też pomysłu, jak szkolić fachowców. Swoje zrobiła też demografia i nowy podział administracyjny kraju. Utworzenie samorządów i pewna ich samodzielność w tworzeniu kierunków kształcenia wraz z wcześniej wymienionymi czynnikami, spowodowały załamanie się edukacji zawodowej. W tej chwili istotne jest znalezienie klucza, jak do teorii dodać praktykę. Gdyby stworzyć system – nie wiem – stypendialny. Taki, żeby uczniowie mogli korzystać z renomowanych firm, dzisiaj w większości prywatnych, ale zatrudniających fachowców.

 DM: Jest taki pomysł. Szkolenie dualne. Większym problemem jest chyba jednak brak chętnych do uczenia się w szkołach branżowych. Często postrzegane są one jako coś gorszego, zwłaszcza przez rodziców. To oni mówią: Musisz skończyć studia i często są to studia humanistyczne. Zawodówka została zabita w systemie nauczania.

JŁ: Ma Pan rację. Zostawiłem ten wątek z boku, ale podzielam Pański pogląd. Tak, był taki moment w reformie szkolnictwa, kiedy minister Hantke pozostawił w systemie licea, ewentualnie licea zawodowe. Dokonało się więc wyjście z kształcenia fachowców w szkołach zawodowych. Towarzyszył temu taki podtekst nie wprost, że to jakby trochę coś gorszego.

To się jednak teraz przewartościowuje. Przede wszystkim ze względów ekonomicznych, bo to, co ogranicza dziś rozwój firmy, to przede wszystkim brak pracowników. Dziś mamy rynek fachowca, pracownika. Zmiany w edukacji zaś rozpoczęły się, gdy mieliśmy duże bezrobocie. Prawie 2 mln osób wyjechało z kraju, a zawód robotnika, murarza czy cieśli był nisko opłacany. To powodowało też, a może i przede wszystkim, że rodzice i sami potencjalni uczniowie, przyszli fachowcy, na nauczanie zawodowe patrzyli dość krytycznie. Dziś to się zmienia, może powoli, ale jednak. Dziś też i fachowcy mają inną świadomość swojego zawodu. Wspierają się wzajemnie, gromadząc się w korporacje, stowarzyszenia. Inaczej podchodzą do prezentacji swojego zawodu, ważna jest estetyka ubioru itp.

 DM: Brak fachowców to jedyny problem, z którym Pana zdaniem boryka się branża budowlana?

: To problem najważniejszy, ale nie jedyny. Poważnym czynnikiem ograniczającym rozwój firm są przepisy prawne. Od tych związanych z całym procesem dochodzenia do decyzji o pozwolenia na budowę, po te związane ze sprawami finansowymi, pracowniczymi i wiele innych. Weźmy na przykład ograniczenie możliwości sprzedaży działek w terenach wiejskich. Często jest to ograniczenie nie tyle sprzedaży, co wykorzystania. W wielu przypadkach uniemożliwia ono rozbudowę, bo działka ma bonitację rolniczą i trudno coś z niej wydzielić.

DM: A co w kwestiach finansowych widzi Pan jakieś zagrożenia?

JŁ: Szczególnie uciążliwy jest jednak czynnik fiskalny, a jesteśmy w przededniu nałożenia dodatkowej kwoty na chociażby ubezpieczenie zusowskie. Od nowego roku będzie to ponad 1500 zł. To są już duże pieniądze. Z drugiej strony ktoś oczywiście powie, że zarówno płaca minimalna, jak i składka muszą rosnąć w zależności od kosztów utrzymania i rozwoju kraju. Ja to wiem, ale są sytuacje trudne, ekstremalne i wtedy przydałaby się jakaś elastyczność. My proponujemy na przykład zasadę dobrowolności dla osób samozatrudnionych, czyli tych, którzy sami płacą swoje składki do ZUS. Z fachowców budowlanych, którzy utrzymują się jedynie z pracy we własnej firmie, można by więc zdjąć obowiązek płacenia „zusu” na dwa, trzy miesiące, czy nawet pół roku, na przykład zimą, gdy nie ma zleceń. Konsekwencją może być niższa emerytura, ale za to może uda się uratować firmę. Myślę, że to jest dobry pomysł.

 DM: A właściciele firm, którzy zatrudniają pracowników też byliby z tej składki zwolnieni?

JŁ: Odpowiedzialność za składki za siebie podejmuje właściciel. Jeżeli zatrudnia kilkadziesiąt osób, pewnie nie uratuje dzięki temu firmy, ale może taką szansę będzie miał. Generalnie jednak jest to propozycja skierowana do firm jednoosobowych, specjalistów pracujących na swój rachunek w różnych zawodach, takich jak instalatorzy, elektrycy, hydraulicy, posadzkarze, glazurnicy…

Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden problem, który ogranicza funkcjonowanie firm budowlanych. To inflacja. Myślę że obecną inflację w budownictwie można porównać do inflacji w sektorze żywnościowym. Materiały budowlane drożeją strasznie. Ceny są wyższe z dnia na dzień. Zapewne wynika to trochę z zapotrzebowania, ale przede wszystkim z rachunku ekonomicznego. Producenci materiałów budowlanych przecież też liczą. Ponieważ nie dostosowaliśmy naszego rynku do wymagań unijnych, wycofując się generalnie z wykorzystywania energii odnawialnej i nie dostosowaliśmy emisji zanieczyszczeń do ilości wykorzystywanej energii odnawialnej, koszty energii rosną. Oczywiście tej wykorzystywanej przez firmy, bo obywatele mają jeszcze zabezpieczone stare ceny czy też ceny niewiele zmienione

 DM: Jak można pomóc producentom, zwłaszcza tym mniejszym?

JŁ: Rozwój produkcji energii odnawialnej z pomocą państwa. Nie ma innego wyjścia. Muszą być dotacje do produkcji prądu, zachęty finansowe stymulujące decyzje o zamontowaniu źródeł odnawialnych czy też decyzje o samowystarczalności energetycznej. W tym kontekście trzeba też patrzeć na ceny materiałów budowlanych, koszty funkcjonowania firm wykonawczych, warsztatów i inwestorów.

 DM: Załóżmy, że dostanie się Pan do Sejmu. Co Pan zrobi dla naszego regionu?

JŁ: Generalnie chciałbym kontynuować to, czym zajmowałem się dotychczas w trakcie mojego posłowania. Cały ten czas pracowałem w komisji finansów publicznych, czyli zajmowały mnie kwestie podatkowe, budżetowe, a to – wbrew pozorom–  bardzo wiąże z funkcjonowaniem firm. Ludzie czasami tak lekceważąco podchodzą do deficytu, długu publicznego. Do podatków i kwestii obciążeń może w mniejszym stopniu, ale makroekonomia statystycznego Polaka mało interesuje. A tam się dzieją rzeczy naprawdę bardzo istotne. Jeżeli nie zadbamy o nie dzisiaj, to za chwilę na nas spadną jako źródło problemów. Nasz dług publiczny to w tej chwili ponad 30 tysięcy na każdego obywatela ‒ od nowo urodzonego, do tego, który stoi już na finiszu życia. Roczna obsługa samych kosztów tego długu to ponad 40 miliardów złotych.

To są ogromne pieniądze, prawie 10% budżetu. Można by je przeznaczyć choćby na te projekty, o których rozmawiamy, mogłyby pomóc w rozwoju oświaty, w zmniejszeniu cen energii. My zaś oddajemy je firmom, instytucjom finansowym, osobom fizycznym, które wcześniej nam je pożyczyły. Kredytowanie to normalny impuls rozwojowy. Należy tylko mieć świadomość, że ten dług nie przepada, trzeba go spłacić.

 DM: Czy jako przedsiębiorcy mamy liczyć się z większymi podatkami, gdy Koalicja Polska dojdzie do władzy?

JŁ: Niech Pan zauważy, że jako jedyne ugrupowanie mamy tę świadomość, że aby pieniądze z budżetu wydawać, wspomagać procesy społeczne, to trzeba najpierw zadbać o stronę dochodową. Kwestie płacy minimalnej czy „zusu” są bardzo ważne i my to widzimy. Obecna władza za mało spogląda na powodzenie tych, którzy te płace muszą wypłacić. Możemy – tak przysłowiowo – zarżnąć kurę, która znosi jajko i możemy się pożegnać ze wzrostem PKB.

DM: Może nie będzie tak źle i firmy dadzą radę?

JŁ: Uważam, że granica, do której mogą dojść pracodawcy jest dość określona i nie jest taka daleka. Rentowność firm jest nie za wysoka, ale co najistotniejsze – i to chcę podkreślić – firmy mają sporo pieniędzy zdeponowanych na inwestycje, ale nie podejmują decyzji inwestycyjnych. Gdzieś z tyłu głowy przedsiębiorcy mają to, o czym mówię. Zastanawiają się, czy zainwestowane pieniądze kiedyś się odtworzą. Ryzyko jest więc duże i brak inwestycji wynika właśnie z lęku, chociażby podatkowego. Jestem przekonany, że w przypadku zmiany opcji politycznej u władzy na pewno dalszych obciążeń dla pracodawców, wytwórców nie będzie. To jest rzecz podstawowa i takie deklaracje w trakcie spotkania z przedsiębiorcami padły. A my chcemy być słowni, solidni i na pewno nie pozwolimy sobie na to, aby dokręcać śrubę przedsiębiorcom.

Nie chcę straszyć, ale patrząc na ten niby zbilansowany budżet na rok 2020, projekt wprawdzie, jestem głęboko przekonany, że jeżeli podane parametry zostaną zachowane, to musi zostać zwiększona strona dochodowa, bo te dochody, które są zapisane, są jednorazowe, chociażby ten odpis, nazwijmy to wprost – podatek od ostatniej części OFE.

Na zakończenie naszej rozmowy bardzo bym chciał podziękować tym wszystkim, którzy podjęli ryzyko działania na własny rachunek. Uważam, że polska młodzież – bardzo kreatywna – pociągnie Polskę i będziemy silnym państwem.

DM: Dziękuję za rozmowę.

Przemysław Czarnek – wojewoda lubelski, prawnik, konstytucjonalista, współtwórca projektu Prawo Przedsiębiorców, społecznik, lat 42, Prawo i Sprawiedliwość.


Dariusz Marciniak: Panie Wojewodo, w związku z nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi, w których Pan startuje, w imieniu lubelskich przedsiębiorców z branży budowlanej, chcielibyśmy poprosić, aby określił Pan, jakie problemy nękające tę branżę w naszym regionie uważa Pan za najważniejszą sprawę do rozwiązania?

Przemysław Czarnek: Najważniejszym problemem branży budowlanej na Lubelszczyźnie jest brak wykwalifikowanych pracowników. Z problemem tym borykają się także firmy budowlane w innych regionach Polski. Ma to ścisły związek ze zjawiskiem intensywnej emigracji zarobkowej Polaków, jaka miała miejsce w czasach rządów poprzedników. To właśnie wtedy bardzo wielu polskich fachowców wyjechało za granicę i tam pozostało. I konsekwencją tej emigracji jest to, że dzisiaj nasze firmy budowlane mają spory problem ze znalezieniem wykwalifikowanych pracowników.

DM: Jakie działania zamierza Pan podjąć, aby poprawić sytuację w tym zakresie, jeżeli zasiądzie Pan w ławach sejmowych?

PC: Brak wykwalifikowanych pracowników branży budowlanej to problem, który usiłujemy rozwiązać także ostatnimi decyzjami podatkowymi, które obniżają podatek PIT do 17 % i znoszą ten podatek dla osób do 26 roku życia. Aby rozwiązać ten problem, potrzeba również ścisłego współdziałania z przedsiębiorcami budowlanymi i organizacjami branży budowlanej. Chodzi o uruchomienie programów szkoleniowych dla pracowników określonych specjalności w tej branży, nad czym obecnie pracujemy. Takie programy szkoleniowe po kilku latach przyniosą zauważalne efekty, co przełoży się na możliwości rynku pracy w sektorze budowlanym.

Podobnie jak w wielu innych sprawach, ja zawsze mówię o realnych działaniach, które można podjąć w danym obszarze i które ja od czterech lat podejmuję. Na pewno takimi działaniami w przypadku sektora budowlanego są te, które wcześniej wskazałem. To właśnie realne działania a nie obietnice bez pokrycia sprawiają, że nadszedł dobry czas i dla regionu lubelskiego. Realizujemy bowiem inwestycje, jakich nigdy u nas nie było. Chciałbym żeby wyborcy na Lubelszczyźnie to zauważyli.

DM: Dziękuję za rozmowę.

Bożena Lisowska – radna Sejmiku Województwa Lubelskiego, od 28 lat prowadząca działalność gospodarczą –  współwłaściciel firmy Domo-System, przewodnicząca Komisji Rewizyjnej w Sejmiku Województwa Lubelskiego, przewodnicząca zespołu ds. gospodarki i rozwoju Rady Pożytku Publicznego przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, wiceprzewodnicząca Rady Pożytku Publicznego Województwa Lubelskiego, członek Rady Nadzorczej Związku Pracodawców Lubelszczyzny „Lewiatan”, kandydatka na posła Koalicji Obywatelskiej.


Dariusz Marciniak: Pani Bożeno, w naszych rozmowach do Fachowca Lubelskiego pytamy kandydatów na posłów w najbliższych wyborach parlamentarnych o to, jak postrzegają problemy firm branży budowlanej. Interesuje nas przede wszystkim to, które z nich uważają za najważniejszą sprawę do rozwiązania. Jak te problemy diagnozuje Pani?

 Bożena Lisowska: Istotnych problemów, z którymi borykają się firmy naszego regionu, jest kilka. Dla firm branży budowlanej w województwie lubelskim jedną z głównych barier rozwojowych jest niedobór średniej kadry technicznej. To efekt słabego szkolnictwa zawodowego oraz nikłej współpracy sektora edukacji i nauki z lokalnymi przedsiębiorcami.

Kolejną barierą rozwojową dla firm jest to, że lubelscy przedsiębiorcy generalnie, a małe i średnie firmy w szczególności, nie korzystają z transferu wiedzy i funduszy unijnych przeznaczonych na B+R (badania i rozwój). Wynika to z faktu, że centra transferu wiedzy na uczelniach nie pracują aktywnie, a przedsiębiorcy często nie mają wiedzy, w jaki sposób sięgnąć po środki przeznaczone na rozwój oparty na nowych własnych technologiach i patentach wynikających właśnie ze współpracy nauki z biznesem.

Za istotną barierę rozwoju lubelskich firm uznać trzeba także wysokie koszty pracy, które ponosi przedsiębiorca. Ostatnie zapowiedzi zwiększenia płacy minimalnej w drastyczny sposób mogą też przyczynić się do zwiększenia kosztów utrzymania firm i zniechęcić pracodawców do rozszerzania zatrudnienia. Aby praca się „opłacała”, zmniejszone muszą zostać pozapłacowe koszty pracy i zwiększona kwota wolna od podatku.

DM: Jak temu wszystkiemu zaradzić?

BL: Staram się o mandat posłanki do Sejmu RP, ponieważ od 28 lat jestem przedsiębiorcą i z doświadczenia – a nie z teorii – wiem, z jakimi problemami muszą sobie radzić firmy i źródła  barier rozwojowych naszego regionu. Prowadząc firmę w branży budowlanej, ale także będąc w Radzie Nadzorczej Pracodawców Lubelszczyzny „Lewiatan”, mam stały kontakt z wieloma przedsiębiorcami i dzięki temu na bieżąco mogę śledzić i diagnozować trudności, z jakimi się borykają. Zniwelowanie wskazanych barier rozwojowych poprzez podniesienie prestiżu polskiego przedsiębiorcy i wzmocnienie współpracy pomiędzy szkolnictwem a sektorem prywatnym będą moimi priorytetami w pełnieniu mandatu posłanki reprezentującej Ziemię Lubelską.

W moich działaniach będę zabiegać o zwiększenie prestiżu przedsiębiorców w Polsce, budując ich pozytywny wizerunek poprzez organizowanie kampanii społecznych, ale także podnosząc świadomość Polek i Polaków, jak ważnym ogniwem polskiej gospodarki są przedsiębiorcy oraz jak duży jest ich udział w tworzeniu PKB naszego kraju i zapewnianiu miejsc pracy. Będę zabiegać o niższy PIT i ZUS dla przedsiębiorców, o przyjazne dla nich prawo oraz przywrócenie handlu w niedziele.

DM: Dziękuję za rozmowę.

 

CZYTAJ TAKŻE: Edukacja kadry w budowlance