Nie bądźmy „Chinami Europy”

Jerzy Liniewicz, [email protected]

Ryszard Biesak, współwłaściciel firmy Torys sp. z o. o., chwali krajowych fachowców i proponuje polskim firmom sensowną strategię eksportu.

Nie bądźmy „Chinami Europy”

Ryszard Biesak, współwłaściciel firmy Torys sp. z o. o.

Jednym z ważnych trendów marketingu/reklamy jest odniesienie do lokalnego (państwo, region) charakteru czy pochodzenia produktu. Czy w sektorze budowlanym ma sens odwoływanie się do pozatechnicznych czynników, by pozyskać klienta?

Jakość większości produktów wytwarzanych w naszym kraju nie odbiega poziomem od towarów importowanych, a często go przewyższa. Dowodem jest ekspansja polskich firm na wiele rynków zagranicznych, nawet tych najbardziej wymagających. Niestety bardzo często my – Polacy – twierdzimy, że „polskie jest gorsze” i może rywalizować jedynie ceną. W celu odwrócenia tych trendów konieczne są działania promocyjne i marketingowe. Jako dystrybutor materiałów do produkcji stolarki często pytam producentów, czy uważają, że ich produkt jest gorszy, niż wykonany za granicą. Niemal zawsze jest to pytanie, które bulwersuje rozmówców.

Czy w branży budowlanej hasła takie, jak np. „Dobre, bo polskie/lubelskie” lub inne w tym stylu, pokazują prawdę o produktach i technologiach, czy lepiej jest pozostać przy formule „made in EU”, a polskie akcenty pominąć?

Z punktu widzenia przedsiębiorcy najlepsze jest takie określenie, które przyniesie większą sprzedaż. Świadomość klientów jest skierowana coraz częściej na promowanie polskich produktów. Świadczą o tym częste napisy w marketach „produkt polski”. Osoby świadome tego, jak rozwinięty jest marketing tych instytucji, powinny tylko wyciągnąć z tego wnioski.

Czy „made in Poland” na produkcie budowlanym znaczy tyle, co „made in Germany” lub „made in Japan”?

Przedsiębiorcy w większości zdają sobie sprawę, że napis „made in Germany” określa miejsce, gdzie została naklejona metka. Bardzo wiele firm niemieckich, francuskich, itp. produkuje swoje wyroby np. w Chinach, z materiałów nie zawsze dobrej jakości. W związku z tym coraz częściej sprawdzamy jakość wyrobu. Osobiście największe zaufanie do takich napisów mam w przypadkach produktów polskich i wyrobów z krajów skandynawskich, gdzie „patriotyzm” do własnych produktów jest największy.

Jak ocenia Pan polską/lubelską myśl techniczną, jakość rodzimej oferty dla budownictwa? Co zadecydowało o sukcesie firmy Torys?

Nie ulega wątpliwości, że mamy w kraju świetnych fachowców. Szkoda tylko, że wielu wyjechało za granicę – zostali skuszeni większymi zarobkami. Renomowane koncerny lokują swój kapitał w Polsce nie bez przyczyny. Jedną z nich jest zapewne dobra kadra techniczna. Proszę sprawdzić, jak wielu studentów Politechniki pracuje już podczas studiów – o czymś to świadczy. Cieszy mnie bardzo stwierdzenie, że moja firma jest postrzegana jako taka, która osiągnęła sukces. W przypadku, gdy wszyscy pracownicy są zdania, że firma to przede wszystkim ludzie – ich kompetencje, rzetelność i pasja tworzenia, a nie jedynie marka czy budynek – sukces jest pewny.

W jakim stopniu polska/lubelska oferta produktów i technologii stosowanych w budownictwie jest autonomicznym polskim wytworem, a na ile zależy od partnerów zagranicznych i okoliczności zewnętrznych?

Produktów takich jest coraz więcej. Bardzo cieszy, że są to nie tylko wyroby jednostkowe produkowane dla konkretnego odbiorcy, ale również i te produkowane seryjnie. Funduszom europejskim zawdzięczamy możliwość usprzętowienia zakładów, co zapewnia wysokie standardy wykonania. Fundusze pozwoliły także zbudować piękne siedziby firm, co jest nie bez znaczenia przy nawiązywaniu kontaktu z klientami.

Na ile polska/lubelska branża budowlana jest obecna za granicą i czy ma szansę na dalszą ekspansję?

Wiele firm zawdzięcza swoje istnienie eksportowi. Szkoda tylko, że podbijamy zagraniczne rynki w większości wyłącznie ceną. Na własne życzenie chcemy być „Chinami Europy”. Wiele firm dąży wyłącznie do wzrostu wielkości produkcji, a nie kalkuluje, czy produkując mniej po odpowiednio wyższej cenie zarobiłoby tyle samo. Taki wyścig prowadzi do systematycznego obniżania jakości i trudno się dziwić, że nasze towary będą brane pod uwagę wyłącznie tam, gdzie liczy się cena, a nie jakość. Przykładem lubelskiej firmy z naszej branży, która dba przede wszystkim o swoją markę jest firma Pol-Skone. Uważam, że celem tej firmy nie jest zawojowanie nagle całego świata, lecz posiadanie dobrej marki. Współpraca z tą firmą układa się bardzo dobrze, życzyłbym sobie, aby zakres współpracy stale wzrastał.

Czy firmy uczestniczące w różnych realizacjach i projektach budowlanych i inwestorzy finalni korzystają szeroko z polskich/lubelskich technologii i produktów, czy raczej nie?

Niestety, konkurujemy przede wszystkim ceną. Najlepszych fachowców zagospodarowują duże zagraniczne koncerny, które są w stanie zapłacić im o wiele więcej i mają największe szanse wprowadzać innowacje. Nowa technologia to prawie zawsze nowy koszt wdrożenia i dopiero po pewnym czasie przynosi spodziewane efekty. Wiele małych firm nie stać na ten czas. W bardzo dużym stopniu przedsiębiorcy są wspierani funduszami unijnymi, co stanowi dużą pomoc, ale nie załatwia wszystkiego. Często nowe wdrożenie nie jest pozbawione mankamentów – aby je usuwać musimy je sprzedawać, słuchać konsumentów i eliminować wady. O tym musimy pamiętać przy zakupie nowych rozwiązań. Jednak fakt, że powinniśmy wspierać nowe rozwiązania jest dla mnie oczywisty.

Dziękuję za rozmowę.